Aktualności

Liczy się tylko to, że potrafimy kochać

W marcowym (1/2009) numerze kwartalnika „Pozytywny Impuls” ukazał się artykuł Izy Czarneckiej: „Serce do adopcji”, w którym można przeczytać, między innymi, o naszej Fundacji. Członkowie i współpracownicy Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego dobrze wiedzą, czym jest ból, osamotnienie i bezradność. To właśnie wśród nich dwoje dzieci z Bon Children’s Home znalazło swoich Rodziców Serca.

Stwardnienie rozsiane (SM) to przewlekła choroba ośrodkowego układu nerwowego – mózgu, nerwów wzrokowych i rdzenia kręgowego. W Polsce choruje na nią około 60 tysięcy osób, a 1/3 z nich porusza się na wózku inwalidzkim.

Iza Czarnecka – przewodnicząca PTSR, redaktor naczelna kwartalnika „Pozytywny Impuls”, Mama Serca Pemy Tseringa:

Dopiero kiedy zostałam Mamą Serca 11-letniego Pemy Tseringa, co po tybetańsku znaczy: „Długowieczny jak Lilia”, zaczęłam sobie zadawać pytania: Czy dziecko mnie zaakceptuje? Czy przesłać mu swoje zdjęcie, na którym widać, że siedzę na wózku? Czy mówić, że nie wyzdrowieję i prawdopodobnie nigdy do niego nie przyjadę, nigdy się nie zobaczymy? Przecież to trochę tak, jakbym była gorsza, jakby czegoś mi brakowało, a moje „serce” sprowadzało się do opłacania czesnego, kupowania ubrań i zabawek, czego wartość określa prosty rachunek poniesionych wydatków. Ponieważ zawsze uczono mnie, że każda prawda jest lepsza od kłamstwa, napisałam Pemie Tseringowi, na czym polega moja choroba. Chłopiec odpowiedział z ogromną serdecznością, ciepłem – i jak na 11-latka – dużą mądrością. Byłam jego „karmiczną Mamą”, która potrafi prawdziwie kochać i tylko to dla niego się liczyło. Nie był już sam w Dolanji, sierocińcu u podnóża Himalajów. I ja nie byłam sama w Warszawie, na wózku. Gdzieś na drugim końcu świata mały chłopiec pisał do mnie list i rysował laurkę z czarnym psem – moją Luną, a ja przeglądałam Allegro w poszukiwaniu książek, zabawek i ubrań.

Iza Czarnecka

Scholastyka Śniegowska – specjalista ds. komunikacji zewnętrznej i fundraisingu PTSR, Mama Serca Yangchen „C”:

Ja zawsze lubiłam pomagać, to dla mnie niezbędne, jak powietrze. W mojej rodzinie do dzisiaj wspominane jest zdarzenie sprzed wielu lat, kiedy byłam jeszcze małą i podobno śliczną dziewczynką. W domu się nie przelewało, a ja wykradałam chleb i karmiłam dżdżownice. Godzinami siedziałam i kruszyłam im pieczywo. Śpiewałam im i zachęcałam aby jadły, a płakałam, gdy kury zwabione zapachem chleba wydziobywały zarówno chleb, jak i dżdżownice. Kiedy dorosłam, zostałam pielęgniarką, żeby być jak najbliżej ludzi i pomagać im w najtrudniejszch momentach ich życia. Nawet gdy ostatecznie zmieniłam zawód, potrzeba pomagania pozostała. Nie choruję na SM, ale codziennie spotykam się z ludźmi chorymi, jestem blisko ich problemów, ich łez i braku wiary w to, że będzie lepiej. A czasem przecież wcale nie potrzeba dużo, żeby było lepiej. Zostałam Mamą Serca Yangchen nie tylko po to, żeby jej pomóc. Spełniłam w ten sposób także swoje własne marzenie o adoptowaniu dziewczynki, choćby na odległość. I jestem wdzięczna losowi, że miałam taką możliwość.

Scholastyka Śniegowska