Blog

Trzy dni w Dolanji

Październik 2005.

Dolanji to taka mała, bardzo mała wioska tybetańska w północnych Indiach. Właściwie można by ją nazwać wioską dziecięcą, bo dzieci jest tam najwięcej, co widać na drogach wiodących do szkoły. Dolanji leży 17 km od Solan, średniej wielkości miasta, które z kolei leży w połowie drogi od Kalki, gdzie zaczynają się przedgórza Himalajów, i do Simli – górskiego kurortu. Drogę do Kalki można przebyć z Delhi zwykłym pociągiem, a w Kalce należy się przesiąść do wąskotorówki zbudowanej przez Brytyjczyków w trakcie ich bardzo długiego okupowania Indii. W Solan rikszą motorową lub taksówką podjeżdża się do Dolanji. Można też podjechać autobusem (dwa razy na dobę). Istnieje też opcja autobusowa prosto z Delhi do Solan.

Jadąc tam, byłem przekonany, że nie zabawię dłużej niż pięć, sześć dni. Niestety musiałem wcześniej wracać do Delhi. Pozostaliśmy tam z Galą tylko trzy dni. W trakcie tego krótkiego pobytu zdążyliśmy kilka razy zejść do Bon Children’s Home, porozmawiać z Kelsangiem (administratorem BCH), odwiedzić dzieci i rozdać prezenty, jakie napakowali nam do plecaków ich polscy sponsorzy.

Dzieci, pomimo iż znają nas już dosyć dobrze, były bardzo nieśmiałe. Lecz to onieśmielenie mijało w momencie rozpakowywania prezentów. Natychmiast po ich otrzymaniu dzieliły się uwagami, których treści mogłem się tylko domyślać. ?ącznie sponsorowanych jest trzynaścioro dzieci z BCH i dla każdego coś się znalazło. Na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie. Wśród prezentów dominowały rzeczy użytkowe i słodycze. Pieniędzy dzieciom dawać nie wolno, jednak można je przekazać Kelsangowi lub opiekunowi i poinformować dziecko, że zostanie zabrane do Solan i może za te pieniądze zakupić niezbędne, potrzebne rzeczy i trochę smakołyków. Wracając wieczorem do guest house’u nieoświetloną drogą, wpatrzony w czyste ,ciemniejące niebo, poczułem, jak bardzo ważne jest utrzymywanie kontaktu z tymi dziećmi, oraz że one tego potrzebują. Nawet mieszkając w tak pięknym i duchowym miejscu, gdzie powstają piękne, tradycyjne budynki, jak nowy budynek biblioteki z kolumnami i ozdobami dachu , gdzie przebywa Jego Świątobliwość, którego piękny kubistyczny portret namalował utalentowany piętnastolatek z BCH – Tsewang Lama, a także, gdzie mieszka dyrektor ośrodka Njima Dakpa Rinpocze, dzieci – tak jak wszystkie na świecie – potrzebują tego zwyczajnego kontaktu z ludźmi, którzy o nich myślą i pamiętają.

Wśród zauważalnych nowości rzuca się w oczy świeżo budowany dom dla najmłodszych dziewczynek przebywających w dalszym ciągu w katastrofalnych warunkach i śpiących po dwie na jednym łóżku. W trzech nowych budynkach jest już nieco lepiej: dzieci śpią pojedynczo na łóżku, mają też pudełka na własne rzeczy, dbają o zewnętrzny wygląd, m.in. hodują kwiaty. Te trzy dni minęły szybko, niczym kilka godzin. Mam jednak nadzieję wrócić tam w lutym. Może będzie więcej czasu na poprzebywanie razem. Oby.

Tomasz Szymoszyn