Sprawozdanie z wyjazdu do Dolanji – marzec 2017
W marcu tego roku ruszyliśmy na wyprawę pod auspicjami „Dentysta dla dzieci Tybetu“. To trzecia edycja tego projektu, który zwyczajowo pociąga za sobą cykl zdarzeń równoległych.
Zadania fundacyjne to borowanie, plombowanie, ekstrakcje oraz wstępne wyposażenie i rozruch salki komputerowej.
Tym razem w drogę ruszyła 18-osobowa grupa. Odszukaliśmy się i rozpoznaliśmy na lotnisku Chopina w Warszawie. W porcie lotniczym w Helsinkach Vantaa przechwyciliśmy dwuosobową falangę szwedzką naszej gromady. Na lotnisku Indiry Gandhi w Delhi dołączyła do nas Tsering Yangzom, wychowanka BCH, na spotkanie przyjechała z Katmandu.
Małym busem podstawionym przez Rakesha A. ruszyliśmy prosto do Dolanji. Przez równiny Haryany zmierzaliśmy do pogórza Himalajów w Himachal Pradesh. Wielogodzinna podróż sprzyjała zapamiętywaniu naszych imion, twarzy, głosów. Zewsząd docierały dźwięki, zapachy, obrazy, kolory. Oto skrawek wielkich Indii. A na tym ogromnym skrawku my i fantastyczni kierowcy hinduscy, ich pojazdy i klaksony (styl jazdy warty rozprawy, a i tak nie do opisania, ekscytujący w doświadczaniu).
Dotarliśmy do Menri Guesthouse w Dolanji wieczorową porą, rozrzuciliśmy się po pokojach. Położyliśmy się do łóżek bez kolacji, co zdecydowanie wzmogło ciekawość śniadania.
Przywitała nas ceremonia Cham Mask Dance w klasztorze Menri. Medytacyjne tańce przebranych za bóstwa mnichów niesione muzyką na trąby i bębny, posiłek dla wszystkich zgromadzonych, tybetańska herbata z masłem i z solą, ciastka przypominające faworki.
Wiadomo było, że większość uczestników podróży jadzie spotkać się z podopiecznymi (albo jeszcze niepodopiecznymi :o), poznać ich i inne dzieci, zobaczyć, co robią, co jedzą, gdzie śpią, gdzie się uczą, jak się śmieją, jak płaczą, w co się bawią – jak żyją w Bon Children’s Home. Takie plany pociągają za sobą emocjonalne poruszenie.
Na placu przed gompą rodzice serca rozpoznawali dzieci serca. Wszystko jeszcze niepewne i nieśmiałe. Za chwilę ruszy wielką falą.
A potem wciągające życie w Dolanji. Dzieci, dentyści, swayambhu (samopowstała) ekipa techniczna i komputerowa, ludzie z BCH, mnisi, dzieci, my, Kazach, Niemka, Amerykanki, dzieci, przelotnie Kanadyjczycy, ludzie z wioski, goście guesthouse’u, dzieci, wycieczki nad rzekę i do klasztoru mniszek, długi spacer do Sadhu, gospodarstwa, krowy, poletka, dzieci, dentyści, komputery, dzieci, wizyta u Lopona Trinleya Nyimy Rinpochego, dzieci, obsługa guesthouse’u, dzieci, posiłki w tzw. restauracjach w Dolanji, dzieci, trójka z Polski, wspinaczki, dzieci, spacery, dzieci…
Podróże do Solan, dzień filmowy i proszona kolacja w BCH, ceremonia Pull Moon Night (też urodzinowa uroczystość na cześć Tonpy Shenraba, założyciela Bonu w Tybecie), poranna wizyta w świątyni Śiwy, podróż do Shimli i fetowanie Holi, wielokolorowego hinduskiego święta wiosny ze wspinaczką do świątyni małp, niesamowity zachód słońca nad himalajskimi łańcuchami w drodze powrotnej do domu, tzn. do Dolanji. A tam wszędzie brzmiące mantry mnichów, dźwięki trąb i bębnów, i budząca się przyroda, z każdym dniem więcej ptaków i ich zaśpiewów.
Pogoda zmienna, jak to w górach. Błękitne niebo, słońce, ciepło, i zimno, burze z piorunami i błyskawicami, zacinającym deszczem ze śniegiem, potem ciepło, coraz cieplej. I przecudnej urody poranne mgły.
I nagle, znienacka, pakowanie i podróż do Delhi. A za chwilę do domów.
To taki zarys zdarzeń. A zarys emocji i wrażeń… Dużo tego.
Dziękuję nam, wesołej gromadce (wg alfabetu): Annie AP, Bartkowi N, Bożenie A, Dariuszowi P, Dominice P, Ewie P, Gabrielowi S, Joachimowi D, Joannie D, Joannie N, Kamili D, Katarzynie D, Katarzynie K, Katarzynie T, Magdalenie T, Michałowi K, Nataszy NB, Pawłowi P, Tsering Yangzom G. Dziękuję za otwartość, odwagę i za wszystko. Do spotkania na szlaku.
Dziękujemy ludziom z BCH, dzieciakom i ekipie, Phuntsokowi Dhargyalowi, sekretarzowi BCH, odpowiedzialnemu za komunikację z fundacją Nyatri, i Lodeo Jungreyowi zwanemu Gelą albo panem dyscypliną. Dziękujemy obsłudze guesthouse’u. Dziękujemy mnichom, sklepikarzom, restauratorom, mieszkańcom wsi… Dziękujemy psom i kotom. Dziękujemy Dolanji.
PS. Dentyści wyleczyli, co mieli wyleczyć, wyrwali, co było do wyrwania. Informatycy oddali do użytku sześciostanowiskowy kącik komputerowy wygospodarowany w salce bibliotecznej.
Joanna Nieciecka